Nie wystarczy czynić piękne rzeczy

Dziś Sejm uchwalił dwie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Poziom sprzeczności z Konstytucją jest tak wielki, że praktycznie tylko tytuły tych ustaw są tej wady pozbawione. Dlatego ograniczę swój komentarz do jednego wątku. Otóż Sejm postanowił ustawą unieważnić i pozbawić skutku wyroki Trybunału Konstytucyjnego. I można się teraz zastanawiać, czy autorów tego przepisu dopadł (mój ulubiony) kretynizm prawny, czy to świadome podżeganie Sejmu do łamania Konstytucji w ich wykonaniu?

Zgodnie z art. 190 Konstytucji wyroki TK są ostateczne i skuteczne erga omnes. Walory te zyskują z chwilą ogłoszenia we właściwym dzienniku urzędowym (zob. art. 190 Konstytucji). I wydane przez TK wyroki w latach 2015-2024 walor ten uzyskały z momentem ogłoszenia. Więcej – spowodowały zmiany w prawie, często w drodze wymuszenia na Sejmie zmian na poziomie ustawowym.

Tę sytuację (istnienie i skuteczność wyroków) uznają nawet autorzy tych ustaw. Nawet tych wydanych z osobą rzekomo nieuprawnioną w składzie. Chcą je przecież teraz unieważnić. I takie rozwiązanie naprawdę nas upoważnia do zadawania pytania o ich stan wiedzy. Przecież naturalnym jest, że konsekwencją zasady trójpodziału jest to, że każda z nich jest równa i samodzielna (zob. art. 10 Konstytucji), a wpływają na siebie tylko w taki sposób, w jaki pozwala Konstytucja. I Konstytucja RP pozwala Trybunałowi „unieważniać” to co Sejm stworzy, oczywiście w pewnym zakresie i na pewnych warunkach (zob. art. 188 Konstytucji i następne). A nie odwrotnie. Aby móc unieważniać wyroki TK, Sejm musiałby mieć wyraźne uprawnienie konstytucyjne. I tylko w tym miejscu przypomnę ewentualnym niedowiarkom, że w procesie reformy wymiaru sprawiedliwości prowadzonej przez rząd Zjednoczonej Prawicy, nawet te przepisy ustaw, które w procesie nowelizacji zamykały postępowania zawisłe przed sądami, a niezakończone wyrokiem, były przez TSUE i ETPC uznawane za łamiące standardy międzynarodowe (traktatowe i konwencyjne).

Tak wiem, zaraz mi tu jakiś tzw. autorytet wyskoczy, że autorzy musieli znaleźć rozwiązanie, a w ten sposób ustawy o TK przywracają praworządność, a wyroki TK były niepraworządne. To ja odpowiem, że autorzy ustaw (i ten “autorytet”) mają problemy nie tylko ze znajomością Konstytucji, ale też z wiedzą z zakresu teorii prawa. W praworządnym państwie, będąc twórcą prawa nie znaczy mieć uprawnienie do wydawania aktów prawnych o dowolnej treści. Dysponując władzą wykonawczą, nie znaczy mieć prawo do czynienia dowolnych aktów przemocy i definiowania tego jako egzekwowania prawa. Ani w pierwszym, ani w drugim przypadku nie liczy się wyłącznie cel. Nawet jeśli jest nim sprawiedliwość, taka jak ją rozumie osoba posiadająca władzę. Szukanie uzasadnienia post factum też nie pomoże. Granice na polityczną wolę i dyskrecjonalność władztwa nakłada właśnie praworządność. Jej zadaniem jest nie tylko wskazanie jakie prawo jest sprawiedliwe, bo chroni piękne wartości. Praworządność wskazuje również na jakich warunkach powstaje sprawiedliwe prawo. Bo nie wystarczy czynić pięknych rzeczy. Należy jeszcze robić to we właściwy sposób, jeśli się chce być praworządną władzą w praworządnym państwie, drodzy posłowie rządzącej koalicji.

I jeszcze jedno. Przyznam w tym miejscu, że sam jestem zwolennikiem, aby w Konstytucji powstał zapis, że Sejm i Senat mogą unieważnić wyrok TK, aczkolwiek większością przewidzianą dla zmiany Konstytucji (zob. art. 235 ust. 4 Konstytucji). Bo to logiczne, że jeśli taką większością można zmienić przepis Konstytucji, to powinna być możliwość unieważnienia wyroku TK, który takiego przepisu broni.

Tak wiem, że to forma powrotu do czasów “niesłusznych i mienionych”. Jednak zwolennikiem tego zapisu stałem się po rozmowie z byłym prezesem TK, Andrzejem Rzeplińskim, który przyjmując mnie po wyborze (grudzień 2015 r.) i omawiając wagę pracy w TK, przedstawił teorię o tzw. mocy sprawczej sędziów TK. Przeliczał on tę moc sędziego na moc posłów. I tak, kiedy sędzia działając w składzie 5 osobowym usuwa ustawę, czy przepis z systemu prawa, ma moc 92 posłów. Kiedy robi to w pełnym składzie (teraz minimum 11 sędziów), ma moc co najmniej 41 posłów. To było za mocne nawet dla mnie.