Łamię zasady ze śmiechu

Miało być do trzech razy sztuka. Z zasady nie ma co pisać więcej niż trzy razy na jeden temat, bo to już nie komentowanie, ale marudzenie. A ja, wbrew tej zasadzie, po raz czwarty piszę o immunitecie M. Romanowskiego. Ale naprawdę niesamowicie bawię się, kiedy widzę pianę na ustach tych wszystkich liberalno-lewicowych wampirów, które chciałby wbić kły w szyję Romanowskiego. Coś jak na znanym wszystkim klasyku “Nieustraszeni pogromcy wampirów” Polańskiego, gdzie grupa tychże potworów w zasypanych naftaliną strojach usiłuje dobrać się do młodego asystenta prof. Abronsiusa. Takie skojarzenie (wiem, brzydkie, ale za skojarzenia nie mogę odpowiadać) pojawiło mi się, kiedy po wczorajszym wywiadzie z Andrzejem Zollem, na łamach Onetu ujawnił się ze swoimi mądrościami kolejny „autorytet” – Marek Safjan. I zacząłem się zastanawiam, jak ci wszyscy ludzie nie wstydzą się opowiadać te bzdury? Naprawdę wierzą w swój geniusz? Na głowie siwe włosy a nienawiść staje się ważniejsza od kompromitacji?

Jakoś tak w 2003 lub 2004 r., jako młody doktor habilitowany zostałem zaproszony przez starszą koleżankę z wydziału, prof. W. Stojanowską, na imieniny. Jednym z gości był właśnie Marek Safjan. To był czas, kiedy w Polsce żył mocno problem reparacji od Niemiec. Postanowiłem porozmawiać z prof. Safjanem na ten temat, w końcu ówczesnym Prezesem TK. Chciałem się napić z krynicy mądrości 🙂 Ale słabo to wyszło. Ja obczytany w temacie, a on opowiadał mi na okrągło jakieś takie „głodne kawałki”. Myślałem trochę, że po prostu nie chce wypowiadać się z racji pełnionej funkcji. Ale szybko zrozumiałem, że po prostu informacja o jego wiedzy była przesadzona. Tamte czasy były łatwiejsze dla chcących udawać mądrali. Autorytety naukowe budowane w latach upadku komuny opierały się po prostu na stypendiach. Poczytało się coś za granicą i opowiadało w kraju. A wszyscy, którzy nie mieli możliwości dotarcia do takiej literatury musieli podziwiać mądrość wyjeżdżających. Dziś internetowy dostęp do baz i bibliotek wyrównał szanse. I naprawdę zmusza do prawdziwego wysiłku intelektualnego, co utrudnia wykreowanie się na autorytet. A przy okazji i stare autorytety upadają. Szczególnie jak zamiast robić posągowe miny, schodzą z w swym zadufaniu z piedestału włączając się w dyskusje tłumu. Szybko okazuje się, że król jest nagi.

Ale zostawmy Safjana z jego problemami i przejdźmy ad rem. W tej całej dyskusji naszych miejscowych mądrali najbardziej podoba mi się wiązanie immunitetu z Art. 40 lit. a Statutu RE. Mówi on, że „Rada Europy, przedstawiciele członków i Sekretariat, korzystają na terytorium członków z przywilejów i immunitetów niezbędnych do wykonywania ich funkcji (…)”. I to słowo „funkcje” ma znaczyć, że immunitet przysługuje w trakcie działania w roli członka Zgromadzenia np. w trakcie wystąpień na forum RE. A już w Polsce nie.

Podoba mi się, bo moja teza o panującym w części środowiska prawniczego pewnej intelektualnej zarazy nazywanej przeze mnie (wiem, znów nieładnie) „prawniczym kretynizmem” potwierdza się nieustannie. Śpieszę wyjaśnić zainteresowanym, że zapis z przytoczonego wyżej art. 40 lit. a oznacza, że przywileje i immunitety podmiotów i instytucji tam wskazanych oparte są o koncepcję funkcjonalną, a nie np. o teorię reprezentacji, czy inną. Nic mniej i nic więcej. Takie zapisy znane są także innym umowom międzynarodowym. W Konwencji wiedeńskiej o stosunkach dyplomatycznych (wstęp do umowy, arenga, tiret 4) uważny czytelnik może znaleźć podobny zapis „Rozumiejąc, że celem tych przywilejów i immunitetów nie jest zapewnienie korzyści poszczególnym osobom, lecz zabezpieczenie skutecznego wykonywania funkcji przez misje dyplomatyczne reprezentujące ich państwa”. Istotę tego doskonale wyjaśnia Przewodniczący Zgromadzenia Doradczego (Parlamentarnego) RE w liście do prokuratora Korneluka, pisząc że immunitet nie jest przywilejem nadawanym danej osobie dla celów osobistych, ale ma na celu zagwarantowanie możliwości funkcjonowania instytucji (Rady Europy). O to chodzi w koncepcji funkcjonalnej.

A ma to podstawowy skutek. Otóż o posiadaniu immunitetu będzie decydować Rada Europy (Zgromadzenie Doradcze), a nie inne podmioty. Na pewno nie ekspertyzy znajomych wiceministra Myrchy. Nawet nie sam Romanowski, bo tego immunitetu nie można się zrzec, skoro nie jest nadany dla celów osobistych. Bo tak to jest w prawie międzynarodowym. Jeśli immunitet został przyznany w celu gwarancji funkcjonowania Rady Europy, to tylko Rada Europy powie, czy Romanowski jedząc obiad w Warszawie wypełnia dla niej jakieś zadania, czy obżera się prywatnie. Każdy ruch państwa na własną rękę będzie międzynarodowym deliktem.

A na zakończenie jeszcze jedna kwestia. Jak się dowiadujemy z mediów, minister Sikorski przyśpiesza zjazd ambasadora i jego zastępczyni z Przedstawicielstwa przy Radzie Europy. Zarzut – dbanie bardziej o interesy partyjne niż państwowe. Tak naprawdę, to oboje powinni dostać premię, bo właśnie uratowali Polskę przed kompromitacją. MSZ znam doskonale. Gdyby napisali w tej na Szucha, to Centrala kazałaby się im zamknąć. Romanowski zostałby aresztowany, wybuchłaby awantura, a Polska byłaby skompromitowana. Dzięki interwencji przewodniczącego Zgromadzenia, nie doszło do deliktu i kompromitacji państwa. Wstydu najedli się tylko niekompetentni politycy PO. A przecież Przedstawicielstwo RP nie jest od ochrony wizerunku PO, Mr Sikorski.