O sędziach, którzy nie chcą się uczyć
Sobota jest w życiu współczesnego Polaka dniem relaksu i – niestety dość często – nadrabiania zaległości z różnych obszarów zawodowego lub prywatnego funkcjonowania. Ale nawet kiedy trzeba coś nadrabiać, obywa się to w atmosferze względnego spokoju i dystansu do otaczającego świata.
Jednak w ostatnią sobotę spokój ten nie był mi dany. Z porannej lektury prasy dowiedziałem się, że jeden z sędziów Sądu Najwyższego, nota bene posiadający tytuł naukowy profesora, członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, zaskarżył Polskę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Powodem było powołanie go przez Prezydenta w skład Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN wbrew jego woli. I zasadniczo nie zwróciłbym uwagi na te zagrywki. Jednak w tekście opisującym problem (zob.: Rzeczpospolita, wersja elektroniczna, Sędzia Sądu Najwyższego skarży Polskę do ETPC. Chodzi o decyzję Andrzeja Dudy, 22.06.2024), znalazłem kontekst, który pomija większość komentatorów, skupiona na odwiecznym sporze o tzw. neosędziów. Otóż skarżący (paleo)sędzia – obok już dość wyleniałych argumentów z serii “złych powołań sędziowskich” oraz “niedobrego KRS” uznał, że powołanie do Izby Odpowiedzialności Zawodowej wymaga od niego uzupełnienia wiedzy z dziedzin prawa, którymi się dotychczas nie zajmował. To zmusza go do poświecenia dodatkowego czasu na przygotowanie się do orzekania. A to zabiera mu czas prywatny.
Tak Drogi Czytelniku, nie mylisz się. Doczekaliśmy chwili, kiedy sędzia SN skarży Polskę, bo nie chce mu się uczyć i – być może – uważa, że pracę powinien kończyć o przysłowiowej godzinie 16.00. I co się tu dziwić, że z Sądu Najwyższego wychodzą coraz częściej totalne bzdury, podpisywane właśnie przez osoby z tytułami i stopniami naukowymi? Sama elegancka koncepcja zmuszania sędziego do nauki przez Prezydenta w drodze powołania do innej Izby niż ta, w której sędzia już się przyspawał do biurka, jest tak wysublimowana i inteligenta, że nie potrzebuje żadnego bezpośredniego komentarza. Zastanawia mnie tylko, czy sędzia wymyślił ją sam, czy przy wsparciu jakiegoś genialnego pełnomocnika?
Ale najciekawsze w tym wszystkim będzie orzeczenie ETPC. Gdyby rządziła dziś w Polsce Zjednoczona Prawica, wynik byłby jasny już na wstępie. ETPC uznałby racje skarżącego w pełnym zakresie. Interesujące będzie też stanowisko rządu w tej sprawie. Szczególnie, że rząd będzie je pisał, mając na widoku wybory prezydenckie i nadzieję na zwycięstwo kandydata z własnego obozu. Opowiedzenie się po stronie skarżącego, z czym wyrywa się już dwóch innych geniuszy znad koryta środkowego biegu Wisły – minister sprawiedliwości i rzecznik praw obywatelskich, to zgoda na ograniczenie władzy przyszłego Prezydenta. Być może lewicowo-liberalnego. I wzmocnienie kasty sędziowskiej, która dziś bez żadnego umiaru i wstydu, jawnie, politycznie wspiera rządzących, ale nikt nie wie co będzie jutro. A w efekcie burzenie też konstytucyjnej równowagi władzy w Polsce. Warto więc tę sprawę obserwować, bo stanowi test na myślenie strategiczne polityków.