Lekcja wyższego etapu demokracji
Szef unijnej dyplomacji Josep Borrell powiedział brytyjskiemu dziennikowi, że ponieważ Węgry wstrzymały się od głosu w sprawie wcześniejszego porozumienia dotyczącego odłożenia wpływów z zamrożonych aktywów Rosji, “nie powinny być częścią decyzji o wykorzystaniu tych pieniędzy”. Dodał, że to obejście jest “wyrafinowane, jak każda decyzja prawna, ale jest skuteczne”.
Uśmiałem się się z tego “wyrafinowania”. UE zadziałała tak subtelnie, jak koalicja PO-Trzecia Droga-Lewica przejmując TVP. Pokazała, jak działa demokracja na wyższym, bardziej złożonym poziomie.
A już abstrahując od tego, kto ma rację. Czy dać te środki Ukrainie, czy nie dać. Czy jest zgodne z prawem międzynarodowym takie de facto konfiskowanie majątków zagranicznych państwa-strony wojującej przez państwa niezaangażowane w wojnę, czy nie jest. Czy agresja i zbrodnie uzasadniają na wzajemność wobec agresora? Na te pytania nawet nie próbuję odpowiedzieć.
Natomiast uważam, że to, jak Bruksela rozegrała Węgrów, to niezła lekcja uprawiania międzynarodowej polityki. Otóż po raz kolejny mamy dowód na tezę, że UE to nie klub dobrych wujków. Kto w UE gra miękko, ten przegrywa. I westchnę złośliwie – to nie można było nauczyć się na błędach Morawieckiego? Przecież jego działanie powinno przejść do podręczników jako przykłąd, jak się nie robi polityki zagranicznej. Do 2018 r. to Polska pisała scenariusz sporu z Brukselą. I przy każdym starciu była o kilka kroków z przodu. Morawiecki przyszedł w 2018 r. Zmienił metodę działania na miękką i myślał, że Bruksela go doceni.
Tak samo Węgrzy. Zamiast zagrać jednoznacznie na pierwszym etapie, wstrzymały się od głosu. Przecież głos “za” zagwarantowałby im dalej kontrolę nad sprawą i możliwość targowania się o swoje pod groźbą zablokowania na kolejnym etapie. Głos “przeciw” położyłby sprawę ostatecznie już na wstępie i zmusił drugą stronę do poszukiwania innych rozwiązań. W efekcie “wstrzymania się” zostali jak Himilsbach z angielskim. Role się przedefiniowały, teraz Budapeszt goni Brukselę, poszukując stosownych kroków prawnych. Osobiście zresztą taką pogoń odradzam. Kolejna zasada funkcjonowania w UE mówi, że chcąc wygrać na jednym polu, musisz uderzać na innym.
I jeszcze jedno. Na wykładach opowiadamy, jak to obecnie w prawie i stosunkach międzynarodowych liczą się wartości, a efektywność jako zasada działania odchodzi do lamusa. To nie prawda. W polityce międzynarodowej zawsze ostatecznie liczyła się skuteczność w osiąganiu celu. Bo w końcu prawdziwa definicja polityki mówi, że jest ona sztuką oszustwa.